Jose Arcadio Buendia mi się przypomina. Postać ze "Stu lat samotności" pana Marqueza. Jak się na coś uparł, albo nie mógł czegoś zrozumieć, to łaził i myślał. Myślał, myślał, łaził-łaził. Oczywiście bardzo a bardzo denerwowało to panią Urszulę Buendia. Ze mną w tym momencie jest to samo. Jednakże nie ma Urszuli, nie chodzę, i nie myślę cały czas, jedynie wieczorami. Specjalnie wtedy włączam wieczór. Wzór na wieczór jest prosty, łatwo go uruchomić. Wieczór = zamknięte drzwi + zasłonięte okna + wyłączone górne światło + włączona lampka + herbata +/- komputer. W takim stworzonym pokoju nie da się nie-zamyślić. No i myślę. Tyle tytułem wstępu. A o czym myślę?
Miałeś kiedyś tak człowieku, że możesz coś zrobić, ale za bardzo nie masz ochoty to coś robić/potwornie chcesz coś zrobić, ale jest to niemożliwe? Chodzi mi o to, co się wtedy czuje. Rodzaj wewnętrznej sprzeczności. I ja właśnie takie coś czuję, kiedy usiądę w swoim wieczornym pokoju i zacznę zastanawiać się po co żyję. Jestem tak świadom absurdu tego pytania i zarazem jego niemożności odpowiedzenia, że nie wiem co. Ale nie. Ale nie ma opcji. Głowa w podłogę, po co to wszystko. Po co. I chyba bardziej zaczynam się denerwować tym, że zastanawiam się nad kretyńskim-niemożnym pytaniem, niż nad tym, że nie znam odpowiedzi. Po nic?! A jeżeli po nic, to czemu jestem świadomy ponicości. I najbardziej mnie smuci to:
(dialog mój z Życiem, siedzimy u mnie, obok siebie na kanapie)
- E, Życie słuchaj, jak to jest, bo Ty będziesz wiedzieć na pewno.
- No co tam?
- Po co żyję? - Życie się uśmiecha i mówi nie patrząc na mnie, a na ścianę.
- Wiesz co, po prostu. - I ogląda sobie kratkę wentylacyjną. Ty a ta kratka to jest Ci potrzebna? Przecież masz wyciąg w kuchni
- Życie no ale po co?! Tak po prostu?!
- Po prostu.
- Tak bardzo mnie zasmucasz.
- Nic nie poradzę stary.
No właśnie. Nic nie poradzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz